Przepraszam najmocniej, że nie piszę. Z tym opowiadaniem mam straszne problemy... Ale dzięki Patce i Sillie, które bardzo mnie zmotywowały, postanowiłam zebrać się do kupy i dokończyć to co zaczęłam.
Bardzo, bardzo Wam dziękuję. To wiele dla mnie znaczy <3
Matt obudził się oślepiony promieniami słońca. Kołdra owinęła mu się wokół bioder, a na brzuchu czuł delikatny ciężar ramienia Valary. Głowę wtuliła w jego łopatki i oddychała równomiernie. Powiedział jej wczoraj, że jedzie do Paryża. Wiadomość przyjęła jakby obojętnie, wydawała się w ogóle nie zainteresowana w jakim celu jej mąż jedzie sam do miasta zakochanych. Nie pytała, a to było mu na rękę.
Powoli wygrzebał się z pościeli i subtelnie uwolnił od ręki blondynki. Wstał, założył ciemne dżinsy i koszulkę z nadrukiem. Wyszedł z sypialni i przygotował sobie śniadanie. Zegarek wskazywał 7.14 do odlotu została mu dokładnie godzina. Wziął szybki prysznic i spakował kilka rzeczy do kosmetyczki. Potem cicho wszedł do sypialni i zabrał sportową torbę z ubraniami. Gdy wychodził usłyszał jak kobieta szamocze się na posłaniu i podnosi gwałtownie. Popatrzyła na niego zaspana i zapytała cicho:
- Gdzie idziesz? -
- Muszę już jechać. - powiedział cicho. Podszedł do niej i złożył delikatny pocałunek na jej policzku. - Pośpij jeszcze trochę. - kobieta kiwnęła głową i przykryła się po samą brodę. Następnie Matt wyszedł z sypialni. Zszedł po schodach do wyłożonego jasnymi płytkami holu. Sięgnął po skórzaną kurtkę i rzucił ją na torbę, założył buty i wyszedł z domu z całym ekwipunkiem. Następnie pojechał na lotnisko.
Jacqueline od 10 była w Paryżu. Przekonała się, że miasto wcale nie było takie obłędne. Nawdychała się spalin, zajrzała do Ogrodu Luksemburskiego i zwiedziła galerię, w której kupiła zwiewną sukienkę w kwiaty. Następnie zameldowała się w niewielkim hotelu i przespała godzinę. Sen dobrze jej zrobił, otrzeźwił jej umysł i pozwolił odpocząć wszystkim mięśniom. Wzięła prysznic i ubrała się w zakupioną sukienkę. Sięgała jej do kolan a rozszerzone rękawy do łokci. Miała wszytą cienką gumkę w pasie i leżała na niej idealnie. Założyła do tego swoje nieodłączne czarne trampki i spakowała kilka rzeczy do podręcznej torebki. Na wszelki wypadek na ramiona zarzuciła skórzaną kurtkę. Włosy zostawiła rozpuszczone, wciąż delikatnie mokre. Na czubek głowy włożyła okulary przeciwsłoneczne. Zamknęła pokój i poszła do kawiarni Marquis.
Kilka minut po 15 wszedł do kawiarni, w której miesiąc temu umówił się z Jacqueline. Przybyłby wcześniej gdyby nie zapomniał o kupnie drobnego upominku.
Cała kawiarnia była niewielka i przytulna. Usytuowana na rogu starej kamienicy przy dużym parku.Wszystko było zrobione w filmowym paryskim stylu. Drewniane okrągłe stoliki, stare zdjęcia na ścianach, porcelanowe zastawy, dębowa lada naprzeciwko wejścia i jazz lecący z głośników. Wszystko to robiło ogromne wrażenie.
Marquis podzielona była na dwie części. Jedna mieściła się w budynku, a druga na zewnątrz pod dużym daszkiem. To właśnie tam z twarzą zwróconą do słońca siedziała Jacqueline. Przeszedł przez szklane drzwi i skierował się w stronę jej stolika.
Zobaczyła go i uśmiechnęła się szeroko. Podniosła się zręcznie i lawirując między stolikami podbiegła i przytuliła się do niego. Otoczył ją ramionami i westchnął cicho.
- Stęskniłem się. - powiedział Matt, a w jego głosie słychać było uśmiech.
- Ja też.. - powiedziała cicho i oderwała się od niego.
- To dla ciebie. - podał jej mały bukiet kolorowych goździków.
- Ojej.. dzięki Matt. - Złapała go pod ramię i ruszyła w stronę stolika z tajemniczym uśmiechem.
Usiedli naprzeciwko siebie po czym złożyli zamówienie u niskiej kelnerki w szarym uniformie. Z twarzy nie schodził im uśmiech. A rozmowa zaczęła się dopiero po chwili. Jacqueline podparła głowę na dłoni i patrzyła na Matta.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - uśmiechnął się lekko.
- Po prostu dawno cię nie widziałam. - odparła wzruszając ramionami i podstawiając sobie do ust latte, które przyniosła kelnerka. Upiła delikatny łyk i westchnęła głośno.
- Co robiłeś przez ostatni miesiąc? -
Zamyślił się. Nie miał odwagi powiedzieć Jacqueline o Valary ani o zespole. Było mu wstyd, ale zaczął zmyślać.
-Aktualnie mam urlop. - podrapał się po brodzie. - Bywam tu i tam...odpoczywam. - uśmiechnął się.
- Mój urlop trwa już, jakieś dwa lata.. - zamyśliła się. - Tak, dwa lata. Zaskakująco szybko zleciało. -
- Gdzie byłaś do tej pory? -
- Jak na razie zwiedzam Europę. Hiszpania, Anglia, Niemcy, Francja i Luksemburg. - zmrużyła oczy. - No chyba, że o czymś zapomniałam.
A on wciąż patrzył. Po długiej chwili, cisza między nimi zaczęła robić się krępująca. Jacqueline nieśmiało zadała pytanie:
- Czytasz książki Matt? - mówiąc to zmrużyła oczy.
Wtedy to oderwał od niej wzrok i zamyślił się patrząc na drzewa w parku.
- Hmm... - mruknął po chwili. - Niekoniecznie. Mam wrażenie, że brakuje mi na to czasu. Ale kiedyś tak. - spojrzał na nią i uśmiechnął się. -
- Wiem coś o tym... Przed tym jak zwiałam z domu, książki były czymś w rodzaju ucieczki. Były wszędzie w moim życiu. No i dzięki temu, że czytałam, nie zdziczałam. - uśmiechnęła się szerzej.
Zaśmiał się.
- Dlaczego miałaś zdziczeć? - uniósł brew.
- Bo otaczali mnie sami idioci Matt.. - wzruszyła ramionami. - A ja sama byłam głupiutka. - patrzyła teraz w zawartość swojej szklanki. Wyczuł, że to nie koniec wyznania. - Moje dotychczasowe życie było, delikatnie ujmując dziwne. Ale cóż, nie mogę się go wyrzec. -
Mówiąc to przygasła lekko. Zamyśliła się i wręcz zmalała w oczach. Matt sięgnął przez stół po jej niewielką dłoń, zmuszając ją do spojrzenia na niego.
- Hej... - powiedział kojąco. - Mała żyjesz tu i teraz. Masz czystą kartę, możesz tworzyć swoją bajkę od początku. Po prostu spraw by była lepsza od poprzedniej. - uśmiechnął się.
Pokiwała głową w zadumie i odwzajemniła uśmiech.
W kawiarni posiedzieli jeszcze przez pewien czas. Ona dokończyła latte, on zwykłą kawę. Rozkoszowali się słońcem i delikatnym szumem drzew, zjedli obiecane rogaliki, a następnie przenieśli się na paryskie ulice.
Spacerując prowadzili żywe dyskusje. Odwiedzili niewielką galerię sztuki i w ciszy zastanawiali się nad różnymi obrazami. Czas spędzony razem, minął niemiłosiernie szybko.
- Mam wrażenie, że będę za tobą tęsknić. - wyznała krzywiąc się smutno.
Zaśmiał się. Stali na lotnisku i czekali na samolot Matta. Leciał z powrotem do Huntington, a ona miała zamiar zostać kilka dni dłużej we Francji.
- Teraz to nie wiem czy mam się czuć zadowolony, czy niekoniecznie. - uśmiechnął się szeroko.
- Powinieneś się cieszyć! - odwzajemniła uśmiech i wtuliła się w jego umięśniony tors. Westchnął cicho i przytknął twarz do jej włosów. Po chwili oderwali się od siebie i patrząc głęboko w oczy, przesyłali coś czego żadne z nich nie odważyłoby się wypowiedzieć na głos.
- Masz na siebie uważać. Rozumiesz? -
-Zawsze na siebie uważam. - przewróciła oczami, ale pomimo udawanej obojętności zrobiło jej się ciepło na sercu.
I nagle, zupełnie nieoczekiwanie Matt zbliżył swoją twarz i pocałował ją w policzek. Delikatnie, po przyjacielsku. Niestety zdążyła się zarumienić, na co on zareagował szelmowskim uśmiechem, ale tak by nie speszyć jej bardziej.
- Musisz mi dać swój numer. - powiedział poważnie.
Kiwnęła głową i wyjęła mu z ręki komórkę. Dotykając ekranu smukłym palcem, wpisała numer i oddała mu aparat.
- Będziemy się kontaktować Matt. Szerokiej drogi. - mrugnęła do niego i odwróciła się w stronę wyjścia z lotniska.
- Do zobaczenia Jackie! - usłyszała za plecami. Ciągle idąc odwróciła się do niego i zawołała.
- Jackie? Nikt tak do mnie nie mówi.. - zdziwiła się.
Roześmiał się i wzruszył ramionami.
- Z resztą, mów jak chcesz, Matti! - zawołała machając mu. Odwróciła się do niego plecami i wyszła przez rozsuwane drzwi uśmiechając się najszczerszym uśmiechem.
Gdy była już kilka przecznic od lotniska, usłyszała dźwięk telefonu. Uśmiechnęła się widząc komunikat:
1 nowa wiadomość
Jacqueline parsknęła głośnym śmiechem, a przechodnie popatrzyli na nią unosząc brwi w zdziwieniu.
Bardzo, bardzo Wam dziękuję. To wiele dla mnie znaczy <3
Matt obudził się oślepiony promieniami słońca. Kołdra owinęła mu się wokół bioder, a na brzuchu czuł delikatny ciężar ramienia Valary. Głowę wtuliła w jego łopatki i oddychała równomiernie. Powiedział jej wczoraj, że jedzie do Paryża. Wiadomość przyjęła jakby obojętnie, wydawała się w ogóle nie zainteresowana w jakim celu jej mąż jedzie sam do miasta zakochanych. Nie pytała, a to było mu na rękę.
Powoli wygrzebał się z pościeli i subtelnie uwolnił od ręki blondynki. Wstał, założył ciemne dżinsy i koszulkę z nadrukiem. Wyszedł z sypialni i przygotował sobie śniadanie. Zegarek wskazywał 7.14 do odlotu została mu dokładnie godzina. Wziął szybki prysznic i spakował kilka rzeczy do kosmetyczki. Potem cicho wszedł do sypialni i zabrał sportową torbę z ubraniami. Gdy wychodził usłyszał jak kobieta szamocze się na posłaniu i podnosi gwałtownie. Popatrzyła na niego zaspana i zapytała cicho:
- Gdzie idziesz? -
- Muszę już jechać. - powiedział cicho. Podszedł do niej i złożył delikatny pocałunek na jej policzku. - Pośpij jeszcze trochę. - kobieta kiwnęła głową i przykryła się po samą brodę. Następnie Matt wyszedł z sypialni. Zszedł po schodach do wyłożonego jasnymi płytkami holu. Sięgnął po skórzaną kurtkę i rzucił ją na torbę, założył buty i wyszedł z domu z całym ekwipunkiem. Następnie pojechał na lotnisko.
Jacqueline od 10 była w Paryżu. Przekonała się, że miasto wcale nie było takie obłędne. Nawdychała się spalin, zajrzała do Ogrodu Luksemburskiego i zwiedziła galerię, w której kupiła zwiewną sukienkę w kwiaty. Następnie zameldowała się w niewielkim hotelu i przespała godzinę. Sen dobrze jej zrobił, otrzeźwił jej umysł i pozwolił odpocząć wszystkim mięśniom. Wzięła prysznic i ubrała się w zakupioną sukienkę. Sięgała jej do kolan a rozszerzone rękawy do łokci. Miała wszytą cienką gumkę w pasie i leżała na niej idealnie. Założyła do tego swoje nieodłączne czarne trampki i spakowała kilka rzeczy do podręcznej torebki. Na wszelki wypadek na ramiona zarzuciła skórzaną kurtkę. Włosy zostawiła rozpuszczone, wciąż delikatnie mokre. Na czubek głowy włożyła okulary przeciwsłoneczne. Zamknęła pokój i poszła do kawiarni Marquis.
Kilka minut po 15 wszedł do kawiarni, w której miesiąc temu umówił się z Jacqueline. Przybyłby wcześniej gdyby nie zapomniał o kupnie drobnego upominku.
Cała kawiarnia była niewielka i przytulna. Usytuowana na rogu starej kamienicy przy dużym parku.Wszystko było zrobione w filmowym paryskim stylu. Drewniane okrągłe stoliki, stare zdjęcia na ścianach, porcelanowe zastawy, dębowa lada naprzeciwko wejścia i jazz lecący z głośników. Wszystko to robiło ogromne wrażenie.
Marquis podzielona była na dwie części. Jedna mieściła się w budynku, a druga na zewnątrz pod dużym daszkiem. To właśnie tam z twarzą zwróconą do słońca siedziała Jacqueline. Przeszedł przez szklane drzwi i skierował się w stronę jej stolika.
Zobaczyła go i uśmiechnęła się szeroko. Podniosła się zręcznie i lawirując między stolikami podbiegła i przytuliła się do niego. Otoczył ją ramionami i westchnął cicho.
- Stęskniłem się. - powiedział Matt, a w jego głosie słychać było uśmiech.
- Ja też.. - powiedziała cicho i oderwała się od niego.
- To dla ciebie. - podał jej mały bukiet kolorowych goździków.
- Ojej.. dzięki Matt. - Złapała go pod ramię i ruszyła w stronę stolika z tajemniczym uśmiechem.
Usiedli naprzeciwko siebie po czym złożyli zamówienie u niskiej kelnerki w szarym uniformie. Z twarzy nie schodził im uśmiech. A rozmowa zaczęła się dopiero po chwili. Jacqueline podparła głowę na dłoni i patrzyła na Matta.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - uśmiechnął się lekko.
- Po prostu dawno cię nie widziałam. - odparła wzruszając ramionami i podstawiając sobie do ust latte, które przyniosła kelnerka. Upiła delikatny łyk i westchnęła głośno.
- Co robiłeś przez ostatni miesiąc? -
Zamyślił się. Nie miał odwagi powiedzieć Jacqueline o Valary ani o zespole. Było mu wstyd, ale zaczął zmyślać.
-Aktualnie mam urlop. - podrapał się po brodzie. - Bywam tu i tam...odpoczywam. - uśmiechnął się.
- Mój urlop trwa już, jakieś dwa lata.. - zamyśliła się. - Tak, dwa lata. Zaskakująco szybko zleciało. -
- Gdzie byłaś do tej pory? -
- Jak na razie zwiedzam Europę. Hiszpania, Anglia, Niemcy, Francja i Luksemburg. - zmrużyła oczy. - No chyba, że o czymś zapomniałam.
A on wciąż patrzył. Po długiej chwili, cisza między nimi zaczęła robić się krępująca. Jacqueline nieśmiało zadała pytanie:
- Czytasz książki Matt? - mówiąc to zmrużyła oczy.
Wtedy to oderwał od niej wzrok i zamyślił się patrząc na drzewa w parku.
- Hmm... - mruknął po chwili. - Niekoniecznie. Mam wrażenie, że brakuje mi na to czasu. Ale kiedyś tak. - spojrzał na nią i uśmiechnął się. -
- Wiem coś o tym... Przed tym jak zwiałam z domu, książki były czymś w rodzaju ucieczki. Były wszędzie w moim życiu. No i dzięki temu, że czytałam, nie zdziczałam. - uśmiechnęła się szerzej.
Zaśmiał się.
- Dlaczego miałaś zdziczeć? - uniósł brew.
- Bo otaczali mnie sami idioci Matt.. - wzruszyła ramionami. - A ja sama byłam głupiutka. - patrzyła teraz w zawartość swojej szklanki. Wyczuł, że to nie koniec wyznania. - Moje dotychczasowe życie było, delikatnie ujmując dziwne. Ale cóż, nie mogę się go wyrzec. -
Mówiąc to przygasła lekko. Zamyśliła się i wręcz zmalała w oczach. Matt sięgnął przez stół po jej niewielką dłoń, zmuszając ją do spojrzenia na niego.
- Hej... - powiedział kojąco. - Mała żyjesz tu i teraz. Masz czystą kartę, możesz tworzyć swoją bajkę od początku. Po prostu spraw by była lepsza od poprzedniej. - uśmiechnął się.
Pokiwała głową w zadumie i odwzajemniła uśmiech.
W kawiarni posiedzieli jeszcze przez pewien czas. Ona dokończyła latte, on zwykłą kawę. Rozkoszowali się słońcem i delikatnym szumem drzew, zjedli obiecane rogaliki, a następnie przenieśli się na paryskie ulice.
Spacerując prowadzili żywe dyskusje. Odwiedzili niewielką galerię sztuki i w ciszy zastanawiali się nad różnymi obrazami. Czas spędzony razem, minął niemiłosiernie szybko.
- Mam wrażenie, że będę za tobą tęsknić. - wyznała krzywiąc się smutno.
Zaśmiał się. Stali na lotnisku i czekali na samolot Matta. Leciał z powrotem do Huntington, a ona miała zamiar zostać kilka dni dłużej we Francji.
- Teraz to nie wiem czy mam się czuć zadowolony, czy niekoniecznie. - uśmiechnął się szeroko.
- Powinieneś się cieszyć! - odwzajemniła uśmiech i wtuliła się w jego umięśniony tors. Westchnął cicho i przytknął twarz do jej włosów. Po chwili oderwali się od siebie i patrząc głęboko w oczy, przesyłali coś czego żadne z nich nie odważyłoby się wypowiedzieć na głos.
- Masz na siebie uważać. Rozumiesz? -
-Zawsze na siebie uważam. - przewróciła oczami, ale pomimo udawanej obojętności zrobiło jej się ciepło na sercu.
I nagle, zupełnie nieoczekiwanie Matt zbliżył swoją twarz i pocałował ją w policzek. Delikatnie, po przyjacielsku. Niestety zdążyła się zarumienić, na co on zareagował szelmowskim uśmiechem, ale tak by nie speszyć jej bardziej.
- Musisz mi dać swój numer. - powiedział poważnie.
Kiwnęła głową i wyjęła mu z ręki komórkę. Dotykając ekranu smukłym palcem, wpisała numer i oddała mu aparat.
- Będziemy się kontaktować Matt. Szerokiej drogi. - mrugnęła do niego i odwróciła się w stronę wyjścia z lotniska.
- Do zobaczenia Jackie! - usłyszała za plecami. Ciągle idąc odwróciła się do niego i zawołała.
- Jackie? Nikt tak do mnie nie mówi.. - zdziwiła się.
Roześmiał się i wzruszył ramionami.
- Z resztą, mów jak chcesz, Matti! - zawołała machając mu. Odwróciła się do niego plecami i wyszła przez rozsuwane drzwi uśmiechając się najszczerszym uśmiechem.
Gdy była już kilka przecznic od lotniska, usłyszała dźwięk telefonu. Uśmiechnęła się widząc komunikat:
1 nowa wiadomość
"Ostatnią książką jaką przeczytałem (uprzedzam! przegrałem zakład z przyjacielem) była "Kupa wiedzy" Przepytywał mnie z tego, jebany sadysta..."
Matt
Jacqueline parsknęła głośnym śmiechem, a przechodnie popatrzyli na nią unosząc brwi w zdziwieniu.